środa, 23 grudnia 2015

Życzenia

Już niedługo Wigilia, chciałabym więc 
życzyć wszystkim 
pięknych, rodzinnych, ciepłych 
Świąt Bożego Narodzenia 
oraz jak najwięcej czasu spędzonego w gronie najbliższych 
:-) 

Do środowiska blogowego dołączyłam raptem półtora miesiąca temu, ale już zdążyłam odnaleźć sporo inspirujących miejsc oraz poczuć się w tej dalekiej Francji odrobinę bardziej "u siebie", 
za co bardzo Wam dziękuję 

Życzenia z Francji


sobota, 19 grudnia 2015

Prezenty, prezenty, prezenty....

Święta coraz bliżej, coraz bliżej więc choinka i obdarowywanie swoich bliskich prezentami. Na moim blogu od pewnego czasu króluje właśnie temat podarków, może z tego względu, że po raz pierwszy przygotowuję je z dala od bliskich. Mam więc dużo czasu na wymyślanie, pakowanie i przygotowywanie :-) O pomysłach kulinarnych pisałam tutaj: Produkty francuskie czyli zakupy świąteczne we Francji. Kilka innych drobiazgów, które pojawią się pod choinką w tym roku:

Dla najmłodszej:

prezent dla dwulatki
pacynka z serii les marionnettes z'animoos

Peppa
plecaczek Peppa Pig

Dla nieco starszych:

prezent z Francji
- silikonowa przykrywka do kubka
- masło do ciała Body Shop
- czekoladki escargots
prezent z Francji
- pojemnik na kawę
- trufle w koniaku


prezent z Francji
winko dla oczekujących na nowego członka rodziny


prezent z Francji
kubek z naszego ukochanego Annecy

W tym roku postanowiliśmy dla każdego przygotować coś z akcentem francuskim, tak żeby rodzina myślała o nas przy wykonywaniu takich prostych czynności jak np. picie herbaty czy sięganie po poranną kawę :-)

*

Korzystając z okazji podzielę się ciekawymi pomysłami na prezent dla niego, jakie dojrzałam w sklepie Armand Thiery. Może nie do końca trafiają w mój gust, ale za to akcent humorystyczny murowany! *

bokserki "na pingwina"

bokserki dla pracusia

kombinezon, który wywołał u mnie szeroki uśmiech i błysk przerażenia w oczach M. 

sweter a la Bridget Jones
sweter smutny pingwin z Madagaskaru
I tym optymistycznym akcentem kończę oraz życzę udanych łowów tym, którzy jeszcze będą buszować po sklepach :)

* wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony www.armandthiery.fr/


wtorek, 15 grudnia 2015

Prezenty świąteczne i des papillotes

W tym roku prezenty świąteczne udało mi się zgromadzić wyjątkowo wcześnie, choć oczywiście nie bez trudu ;) Ostatnich drobiazgów szukaliśmy w sobotę, co nie było najlepszym pomysłem, bo chyba całe miasto zdecydowało się robić zakupy właśnie tego dnia. Najważniejsze jednak, że akcja zakończyła się powodzeniem i prezenty są już prawie gotowe

Prawie, bo najważniejszy prezent świąteczny jest nieco DIY i zdecydowałam się wykonać go w Polsce. Perspektywa poszukiwania sklepu papierniczego, drukarki oraz wyjaśniania Francuzowi od drukarki jak ma wyglądać wydruk nieco mnie przeraziła i postanowiłam uporać się z tym w domu. Podzielę się jednak pomysłem, bo może kogoś to zainspiruje :-)

Mój mąż podzielił się ze mną niedawno ciekawostką, o której dowiedział się w pracy. Otóż, okazuje się, że we Francji istnieje zwyczaj częstowania się w okresie okołoświątecznym cukierkami o nazwie papillotes. Mają one bardzo charakterystyczny wygląd:


Małżonek wpadł na pomysł, aby tę tradycję przenieść do Polski i podzielić się w tym roku z rodziną des papillotes. Oczywiście przyklasnęłam radośnie, zachwycona takim mężowskim zaangażowaniem w temat. Nie byłabym jednak sobą, gdybym odrobinę tego pomysłu nie rozwinęła: paczuszka cukierków dla każdego członka rodziny oraz przypięte spersonalizowane karteczki z napisem "Zjedz mnie, gdy..." :) Moje karteczki są już gotowe i czekają na wydruk oraz przypięcie do cukierków. Większość z nich dotyczy konkretnej osoby, ale jest też kilka bardziej uniwersalnych:

Być może komuś ten pomysł się spodoba, mnie zainspirowało zdjęcie znalezione w sieci:

prezent świąteczny
Źródło: zszywka.pl

Na koniec dodam, że już po:
- skrupulatnym rozdzieleniu cukierków,
- spakowaniu ich w osobne woreczki 
- ułożeniu w walizce, gotowych do podróży

dowiedziałam się, oczywiście przy okazji pisania tego wpisu, że każdy taki cukierek zawiera jakąś wiadomość (cytat, żart itp). No i teraz tak spoglądam ciekawskim okiem na swoją walizkę.... :-)
Winna mojej aktualnej walki z samą sobą tutaj: http://francuski-przez-skype.blogspot.fr/2014/12/foie-gras-chocolat.html    ;-)

piątek, 11 grudnia 2015

Gdy niemożliwe staje się możliwe czyli ja za granicą

Nigdy nie mów nigdy? 

W przeciągu ostatnich trzech lat moje życie wywróciło się całkowicie do góry nogami, przekoziołkowało kilka razy i zajęło ostateczną, stabilną pozycję. Zupełnie tak, jakbym całe życie szła w niewłaściwym kierunku, aż w końcu spotkała kogoś, kto podarował mi kompas i zawrócił na moją ścieżkę.  

Gdyby ktoś na początku tej drogi powiedział mi, że za trzy lata będę szczęśliwą mężatką mieszkającą we Francji to na pewno popukałabym się wymownie w czoło, szczerze rozbawiona takim niemożliwym scenariuszem. Na szczęście nikt nic takiego nie powiedział, ja odnalazłam ścieżkę i dzięki temu jestem tu, gdzie jestem :)

Nabieram jednak pokory i staram się nie używać określenia "nigdy", bo życie bywa zaskakujące. Dawniej bardzo dużo planowałam, wiedziałam co będzie działo się za rok i ze zdziwieniem odkrywałam, że moja koleżanka nie planuje dalej, niż miesiąc - bo nie jest w stanie. Co to znaczy? Wówczas nie rozumiałam, przecież moje życie było takie rozplanowane. Odkąd jednak związałam swoje życie z M. pojawiło się dużo spontaniczności i niespodziewanych zwrotów akcji. Nie mam pojęcia co wydarzy się za rok, ale taka świadomość mnie nie przeraża. 

No, przynajmniej nie bardzo ;) 

życie za granicą


poniedziałek, 7 grudnia 2015

Jedzenie we Francji czyli do trzech razy sztuka

Niedawno ktoś zapytał mnie jak czuję się we Francji i co ten wyjazd dla mnie oznacza. Pewna myśl nasunęła się automatycznie: pobyt we Francji to dla mnie fascynującą podróż poprzez różnice kulturowe. Odkrywanie wszystkiego co inne okazuje się niezwykle interesującym zajęciem, a Francję staram się chłonąć całą sobą.

Odkrywanie różnic kulturowych wiąże się często z przełamywaniem pewnych schematów myślowych. Na przykład takich, że zjedzenie posiłku może być decyzją spontaniczną...

Jakiś czas temu, spędzając miłe słoneczne popołudnie wspólnie z M., wpadłam na pomysł spontanicznego wypadu do restauracji. Pogoda była tak piękna, że zaplanowaliśmy najpierw romantyczny spacer, a później równie romantyczny posiłek w pobliskiej knajpce. Nie patrząc na zegarki (wszak była sobota, a szczęśliwi czasu nie liczą), zaczęłam szykować się do wyjścia. 

Tak. To był pierwszy błąd.

Sytuacja była jeszcze do uratowania, mogliśmy zabrać ze sobą bagietki na drogę. Ale kto wtedy myślał o bagietkach, przecież mieliśmy zjeść porządny, trzydaniowy obiad. Akurat wybiła 15:00, wymarzona pora na posiłek. 

Jak zapewne wszyscy wiedzą, a ja dowiedziałam się dopiero po godzinnych poszukiwaniach, oczywiście nie udało nam się zjeść absolutnie NIC. Zmarznięci i głodni wróciliśmy do mieszkania, psiocząc na francuskie zwyczaje. Mogłam wtedy usiąść do internetu i poczytać w jakich dokładnie godzinach jedzą Francuzi. Ale tego nie zrobiłam.

Oczywiście, to był błąd nr dwa.  

Kolejną sobotę spędziliśmy na zwiedzaniu i podziwianiu pobliskiej miejscowości. Wybiła akurat godzina 18:00, najwyższy czas aby zjeść kolację. Po poprzedniej nauczce uznaliśmy, że na wszelki wypadek chwilę jeszcze pospacerujemy i do drzwi restauracji zapukaliśmy dopiero o 18:40. W środku krzątali się kelnerzy, światło zapalone, stoły nakryte, byliśmy więc pewni że tym razem uda nam się spokojnie zjeść. Niedoczekanie... Miły pan zaprosił nas uprzejmie do środka i równie uprzejmie oświadczył, nieco zaskoczony naszą wizytą, że zaprasza o 19:00. Merde.... 

Kulminacyjnym punktem naszych restauracyjnych zmagań była wycieczka do Annecy. Oczywiście zachwyceni widokami i pochłonięci do reszty podziwianiem miasteczka, nie pilnowaliśmy czasu

I tutaj mamy błąd trzeci.

Przegapiliśmy porę obiadową i ocknęliśmy się dopiero o 17:00, że w zasadzie, to jesteśmy zmęczeni i głodni. Rozglądaliśmy się za jakąś otwartą restauracją bez większych nadziei na sukces, jednak około 18:00 udało nam się dostrzec przytulną, otwartą restaurację z wywieszonym menu. Uradowani, zajęliśmy stolik i poprosiliśmy o menu. I tutaj, oczywiście, nie nastąpiło szczęśliwe zakończenie. Dostaliśmy kartę win, tylko. Bo kuchnia wydaje posiłki od 19:00. C'est fini

*

Cóż, teraz już mamy stuprocentową pewność, że godziny posiłków to we Francji rzecz święta niezależnie od regionu, ilości turystów czy pory roku. 

Tak, przełamywanie schematów myślowych to proces, który wymaga czasu. Mój uważam za przełamany NAPRAWDĘ skutecznie :-)

jedzenie_we_Francji


poniedziałek, 30 listopada 2015

Produkty francuskie - czyli zakupy świąteczne we Francji

Pomimo jesiennego słońca, które przez długi czas gościło za oknem i skutecznie zakłócało myśli o nadchodzących świętach, w końcu nadszedł czas planowania prezentów świątecznych. Po krótkiej burzy mózgów uznaliśmy, że najrozsądniej będzie połączyć święta z cadeaux de France

Zanim jeszcze rozpoczęłam opisywanie swoich zmagań na francuskiej ziemi, udało mi się odnaleźć kilka interesujących blogów o Francji i tam szukałam inspiracji. Szczególnie zainteresował mnie wpis Między Francją a Szwajcarią - moje ulubione francuskie produkty. Nie czekając na weekendowe wielkie zakupy, postanowiłam spróbować polecanego koziego sera i.... rzeczywiście, okazał się absolutnym strzałem w dziesiątkę.


produkty francuskie


Niedawno odkryłam też swój drugi ulubiony alkohol, jest nim cydr. Mnogość dostępnych smaków jest niesamowita i stopniowo staram się próbować zarówno słodkich, jak i brut. Aktualny faworyt:


prezent z Francji


Studiując wnikliwie artykuły dotyczące francuskich smaków przypomniałam sobie, że przecież marrons mogą stanowić całkiem smakowity kąsek. Wybór jest naprawdę spory.

Kasztany jadalne:

prezent z Francji

Krem z kasztanów, la crème de chataignes:
prezent z Francji

Kasztany w koniaku, marrons confits au cognac:
prezent z Francji

Niestety tego przysmaku jeszcze nie udało mi się zlokalizować, ale na pewno będę dalej szukać, bo byłby to doskonały prezent dla mojej mamy. Gdyby przypadkiem mi się udało, to na pewno podzielę się wrażeniami smakowymi po świętach :)


Miód lawendowy - le miel de lavande:

prezent z Francji


Pierwsza część zakupów kulinarnych za mną, pozostaje jeszcze wstąpienie do Pattiserie. Nigdy nie próbowałam francuskich makaroników, mam nadzieję że uda się to nadrobić już niebawem :)

czwartek, 26 listopada 2015

Jak się uczyć? Odkrycie miesiąca

Przyznam, że mąż zaoszczędził mi przedzierania się przez różnego rodzaju pomoce naukowe i odnalazł bardzo przydatną platformę edukacyjną do nauki online: Memrise.com 



Strona jest o tyle interesująca, że zawiera wiele różnych kursów. Za pomocą Memrise można uczyć się zarówno języków obcych jak i każdej innej dziedziny - geografii, historii, anatomii, astronomii, a nawet odkrywać takie ciekawostki jak np. motyle północnej Europy :) Dodatkowym atutem jest możliwość tworzenia własnego kursu, niedawno utworzyliśmy więc własną bazę słówek, którą stopniowo rozbudowujemy. 

Ilość dostępnych kursów jest oszałamiająca, warto więc poświęcić chwilę czasu na odnalezienie takiego, który najlepiej będzie odpowiadał naszym potrzebom. Memrise oferuje częste powtórki, naukę pisowni, układanie zdań z rozsypanych wyrazów, a także memy ułatwiające zapamiętywanie nowych słówek. Niektóre kursy zawierają również dźwięk, co podbiło mnie całkowicie, bo to bardzo ułatwia naukę w początkowej fazie przygody z językiem. 

Warto dodać, że program umożliwia obserwowanie postępów naszych znajomych, a także innych osób poprzez śledzenie rankingów. Możemy więc zbierać punkty i przechodzić na kolejne poziomy wtajemniczenia :) 

Jak na razie widzę same zalety tego programu, trudno mi więc wskazać jakieś niedoskonałości, ale pozostanę czujna :)

nauka francuskiego


środa, 25 listopada 2015

Kilka lat wstecz... czyli złe miłego początki :)

Długo nosiłam się z zamiarem założenia bloga i... w końcu jest. Ostatecznym (i nareszcie skutecznym) bodźcem, który pchnął mnie w tym kierunku stała się chęć nauki języka na wszelkie możliwe sposoby. Z naciskiem na wszelkie możliwe :-)

Jeszcze dwa lata temu gdyby ktoś powiedział mi, że będę mieszkać za granicą i samodzielnie uczyć się francuskiego - nie uwierzyłabym. Warto podkreślić, że samodzielna nauka języka jak i mieszkanie we Francji można potraktować jako równie abstrakcyjne w moim przypadku. 

Otóż, moja przygoda z francuskim rozpoczęła się w liceum. Pełna zapału, entuzjazmu i wiary w swoje nieograniczone możliwości przyswajania wiedzy - wybrałam langue francaise jako drugi język. Oczami wyobraźni widziałam siebie biegle władającą tym pięknym językiem, tłumaczącą teksty Aznavoura i Dassin... Niestety. Już po pierwszym miesiącu nauki zaczynałam żałować swojej decyzji, a po pół roku zapałałam desperacką chęcią ucieczki

Zwykle w takich przypadkach obwinia się nauczyciela, nie będę więc szczególnie oryginalna. Swoją nauczycielkę francuskiego wspominam przede wszystkim jako niezainteresowaną naszymi postępami w nauce, czego najlepszym dowodem było moje balansowanie pomiędzy oceną dobrą i bardzo dobrą - przy poziomie wiedzy sprowadzającym się do je m'appelle. Tę piękną przygodę z językiem zakończyłam więc w wieku 17 lat, zrażona i przekonana, że każdy inny język, ale już nie francuski

Pomimo tych niesprzyjających okoliczności moja miłość do Charlesa i Joe pozostała nienaruszona. Po ukończeniu szkoły bardzo romantycznie (jak wówczas sądziłam) postanowiłam sobie, że skoro nie udało mi się samodzielnie przetłumaczyć ich tekstów - pozostaną one dla mnie nieznane. Całkiem serio, do dzisiaj nie mam pojęcia o czym śpiewają, ale śpiewają merveilleux :)

Cały romantyzm Francji zamykał się dla mnie w muzyce. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie spacerującej brzegami Sekwany, delektującej się kasztanami z Placu Pigalle'a, ani wpatrującej się tęsknym wzrokiem w wieżę Eiffla. Prawdę mówiąc na kilka lat nawet zupełnie o tej Francji zapomniałam... Rzadziej słuchałam Aznavoura, a podstawy gramatyki przyswajane w liceum najwyraźniej wyparłam.

Kwestia mieszkania za granicą to osobny temat, który można skrócić do jednego zdania: (notabene stanowiącego tytuł całkiem przyjemnej książki) nigdy w życiu!  

Jak to się stało, że moim nowym mottem stało się nigdy nie mów nigdy to temat na inny wpis, ale póki co... o ironio! Je suis en France, a nauka francuskiego zaczyna sprawiać mi nie lada frajdę, czego wyrazem będzie ten właśnie blog :-) 

nauka francuskiego