poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Bycie fit, anioły i... francuski

Ostatnio wypracowałam nową metodę nauki, która okazuje się bardziej czasochłonna niż wszystkie inne razem wzięte... Ale i sto razy bardziej wciągająca!

Wciągająca do tego stopnia, że odkąd zaczęłam ją stosować już trzy razy zapomniałam o kolacji. Coś czuję, że moje pośladki skorzystają na tej metodzie.

Moje nowe motto:  Chcesz być fit? Wkręć się w naukę języka!

W jaki sposób?

Niedawno rozpoczęłam pisanie dziennika po francusku oraz tworzenie dialogów różnego rodzaju. Ten tylko wie co to oznacza, kto próbował napisać cokolwiek w języku obcym na poziomie początkującym. Każde jedno zdanie powstaje w pocie czoła, niemal czuję te cierpiące szare komórki, które przedzierają się przez gąszcz zawiłości językowych... Aż w końcu pojawia się ona, upragniona, jedyna i wszechogarniająca Satysfakcja. Rozbrzmiewa teraz niczym chóry anielskie w mojej głowie.

anioł i muzyka


4 komentarze:

  1. Pisanie dziennika po francusku to duże wyzwanie, które na pewno przyniesie wymierne efekty :) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mam taką nadzieję, na razie wciąż boli, ale i cieszy przeogromnie! :)))

      Usuń
  2. Zazdroszczę zmotywowania! Ja nawet będąc w ogromnym wirze nauki, nie pominęłabym kolacji. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie dobrze! Bo ciemna strona mocy jest taka, że później rzucam się na kolację podwójnie ;)

      Usuń