Ostatnio wypracowałam nową metodę nauki, która okazuje się bardziej czasochłonna niż wszystkie inne razem wzięte... Ale i sto razy bardziej wciągająca!
Wciągająca do tego stopnia, że odkąd zaczęłam ją stosować już trzy razy zapomniałam o kolacji. Coś czuję, że moje pośladki skorzystają na tej metodzie.
Moje nowe motto: Chcesz być fit? Wkręć się w naukę języka!
W jaki sposób?
Niedawno rozpoczęłam pisanie dziennika po francusku oraz tworzenie dialogów różnego rodzaju. Ten tylko wie co to oznacza, kto próbował napisać cokolwiek w języku obcym na poziomie początkującym. Każde jedno zdanie powstaje w pocie czoła, niemal czuję te cierpiące szare komórki, które przedzierają się przez gąszcz zawiłości językowych... Aż w końcu pojawia się ona, upragniona, jedyna i wszechogarniająca Satysfakcja. Rozbrzmiewa teraz niczym chóry anielskie w mojej głowie.
Pisanie dziennika po francusku to duże wyzwanie, które na pewno przyniesie wymierne efekty :) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńOj mam taką nadzieję, na razie wciąż boli, ale i cieszy przeogromnie! :)))
UsuńZazdroszczę zmotywowania! Ja nawet będąc w ogromnym wirze nauki, nie pominęłabym kolacji. ;)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie dobrze! Bo ciemna strona mocy jest taka, że później rzucam się na kolację podwójnie ;)
Usuń