Niedawno ktoś zapytał mnie jak czuję się we Francji i co ten wyjazd dla mnie oznacza. Pewna myśl nasunęła się automatycznie: pobyt we Francji to dla mnie fascynującą podróż poprzez różnice kulturowe. Odkrywanie wszystkiego co inne okazuje się niezwykle interesującym zajęciem, a Francję staram się chłonąć całą sobą.
Odkrywanie różnic kulturowych wiąże się często z przełamywaniem pewnych schematów myślowych. Na przykład takich, że zjedzenie posiłku może być decyzją spontaniczną...
Jakiś czas temu, spędzając miłe słoneczne popołudnie wspólnie z M., wpadłam na pomysł spontanicznego wypadu do restauracji. Pogoda była tak piękna, że zaplanowaliśmy najpierw romantyczny spacer, a później równie romantyczny posiłek w pobliskiej knajpce. Nie patrząc na zegarki (wszak była sobota, a szczęśliwi czasu nie liczą), zaczęłam szykować się do wyjścia.
Tak. To był pierwszy błąd.
Sytuacja była jeszcze do uratowania, mogliśmy zabrać ze sobą bagietki na drogę. Ale kto wtedy myślał o bagietkach, przecież mieliśmy zjeść porządny, trzydaniowy obiad. Akurat wybiła 15:00, wymarzona pora na posiłek.
Jak zapewne wszyscy wiedzą, a ja dowiedziałam się dopiero po godzinnych poszukiwaniach, oczywiście nie udało nam się zjeść absolutnie NIC. Zmarznięci i głodni wróciliśmy do mieszkania, psiocząc na francuskie zwyczaje. Mogłam wtedy usiąść do internetu i poczytać w jakich dokładnie godzinach jedzą Francuzi. Ale tego nie zrobiłam.
Oczywiście, to był błąd nr dwa.
Kolejną sobotę spędziliśmy na zwiedzaniu i podziwianiu pobliskiej miejscowości. Wybiła akurat godzina 18:00, najwyższy czas aby zjeść kolację. Po poprzedniej nauczce uznaliśmy, że na wszelki wypadek chwilę jeszcze pospacerujemy i do drzwi restauracji zapukaliśmy dopiero o 18:40. W środku krzątali się kelnerzy, światło zapalone, stoły nakryte, byliśmy więc pewni że tym razem uda nam się spokojnie zjeść. Niedoczekanie... Miły pan zaprosił nas uprzejmie do środka i równie uprzejmie oświadczył, nieco zaskoczony naszą wizytą, że zaprasza o 19:00. Merde....
Kulminacyjnym punktem naszych restauracyjnych zmagań była wycieczka do Annecy. Oczywiście zachwyceni widokami i pochłonięci do reszty podziwianiem miasteczka, nie pilnowaliśmy czasu.
I tutaj mamy błąd trzeci.
Przegapiliśmy porę obiadową i ocknęliśmy się dopiero o 17:00, że w zasadzie, to jesteśmy zmęczeni i głodni. Rozglądaliśmy się za jakąś otwartą restauracją bez większych nadziei na sukces, jednak około 18:00 udało nam się dostrzec przytulną, otwartą restaurację z wywieszonym menu. Uradowani, zajęliśmy stolik i poprosiliśmy o menu. I tutaj, oczywiście, nie nastąpiło szczęśliwe zakończenie. Dostaliśmy kartę win, tylko. Bo kuchnia wydaje posiłki od 19:00. C'est fini.
*
Cóż, teraz już mamy stuprocentową pewność, że godziny posiłków to we Francji rzecz święta niezależnie od regionu, ilości turystów czy pory roku.
Tak, przełamywanie schematów myślowych to proces, który wymaga czasu. Mój uważam za przełamany NAPRAWDĘ skutecznie :-)